sobota, 22 marca 2014

Chapter One


Dziewczyna z Miami. Zamknięta w sobie szesnastolatka. Która straciła rodziców w młodym wieku. Hope Winslove. 

Czy wy też macie tak, że mimo ktoś jest milion kilometrów od Ciebie. Kochasz tą osobę?  Ta osoba potrafi zmienić cały twój świat? Zrobić tak aby wszystko wróciło do normy? Ja w to nie wierzyłam. Lecz czas aby uwierzyć. Mój świat zmienił się prze pięcioro osób które mieszkają miliardy kilometrów ode mnie. Nie znają mnie, a ja nie znam ich. Filmiki… dzięki którym się zmieniam, na lepsze. Które dają do myślenia. Staram się być nową Hope Winslove. Mimo, że nadal mam anoreksje próbuję normalnie jeść. Staram się mieć normalną wagę, jak na razie idzie słabo. Ale może się to zmieni? Nie wiem, ale warto mieć marzenia i w nie wierzyć. I zrobić wszystko aby je realizować. Wiem dużo o życiu. Mimo mojego młodego wieku. Ale kto by chciał wierzyć szesnastolatce z problemami? No właśnie, nikt. Oprócz moich rodziców zastępczych. Robią wszystko aby mi pomóc, abym była normalna. Abym nie przeżywała wcześniejszych lat i szła na przód. Mimo, że ja odrzucam ich pomoc, oni się nie poddają. Cały czas walczą, nie poddają się. I za to ich kocham, że nie odrzucili mnie. Pomogli, i nadal pomagają.

- Hope! Zejdź na dół – powiedziała Meggie. Zeszłam z łóżka i udałam się do kuchni. Meggie postawiła przede mną talerz z naleśnikami i notesik, na którym mogłam pisać.
- Hope, kochanie. Czy kiedykolwiek się odezwiesz? – zapytała smutna kobieta.
„Nie wiem” napisałam i podałam jej karteczkę. Na co kobieta westchnęła.
Jadłam po małym kawałku każdy naleśnik po czym wszystko zniknęło z mojego talerza.
„Dziękuję za śniadanie J” napisałam i podałam kobiecie kartkę.
Poszłam do swojego pokoju i weszłam na twittera. Przeglądałam profile różnych osób ale nic ciekawego nie znalazłam. Odpaliłam YouTube i weszłam w filmik Twin Talk Time.  Najdziwniejsze jest to, że taka mała bzdura może zmienić człowieka.  Bohaterowie…
Mam szansę ich zobaczyć, na ulicy, w sklepie. Przeprowadzam się z tętniącego życiem Miami do słonecznego Melbourne w Australii. Dziś, jest ostatni dzień tutaj. Nawet nie mam z kim się żegnać, moi przyjaciele okazali się fałszywi. Zostawili mnie na pastwę losu, gdy dowiedzieli się o mojej chorobie i problemie. Może, tam w Melbourne odnajdę prawdziwych przyjaciół? Ale to wiąże, się z tym, że będę musiała być bardziej otwarta na świat. Nie wiem czy mi się uda, ale spróbuję. Obiecuję.

Godzina 21:45 wszystkie pudła są już zapakowane do auta, walizki też. Ludzie? Też. Siedzę właśnie na tylnym siedzeniu w aucie i czekam na rodziców. Którzy wynoszą ostatnie pudła z mieszkania, wsiedli… Możemy już jechać. Droga? Minęła długo. Nie liczyłam… zasnęłam. Nie bałam się, wiedziałam, że jestem bezpieczna.
- Hope, skarbie. Obudź się – budziła mnie mama. Niechętnie otworzyłam oczy i spojrzałam na Meggie. – Jesteśmy na miejscu – powiedziała kobieta i opuściła auto, a ja tuż po niej.
Wzięłam swoją walizkę i udałam się do mieszkania. Wielka willa. Tylko tak mogłam to nazwać, na ogródku mieścił się wielki basen otoczony kafelkami.  Weszłam do wielkiego mieszkania i czekałam na resztę rodziny.  Usłyszałam dźwięk butów stukających o schody, popatrzyłam w tamtą stronę i zobaczyłam Austin’a. Austin był moim bratem, przyszywanym. Gdy zobaczyłam chłopaka natychmiast do niego podbiegłam i przytuliłam.
- Miło Cię w końcu widzieć siostra! – powiedział całując mnie w głowę.
- Hope! – usłyszałam wołanie mamy, po czym podeszłam do niej. – Widziałaś Austin’a, prawda? – zapytała kobieta. Na co pokiwałam głową.
- Austin! Miałeś przyjść później! – powiedziała rozśmieszona kobieta.
- Przepraszam! Nie mogłem się powstrzymać! – krzyknął chłopak.
- Hope. Widziałaś już swój pokój? – zapytała Meggie. Na co pokręciłam przecząco głową. – To idź zobacz. Będzie wywieszona tabliczka z twoim imieniem. Pokiwałam głową i udałam się na piętro, weszłam do pokoju oznaczonego moim imieniem. Pokój był ogromny, z wyjściem na taras, oraz dwie pary drzwi. Jedna prowadziła do łazienki druga zaś do garderoby. Na środku pokoju pod ścianą stało ogromne łóżko które pomieściłoby siedem osób. Koło niego stały dwa stoliki nocne, z lampką. Naprzeciwko łóżka stało biurko.

- Podoba się? – zapytała Meggie. Na co kiwnęłam głową. – Cieszę się – odpowiedziała kobieta i pocałowała mnie w policzek. Wypakowałam swoje rzeczy do garderoby i łazienki, nim się obejrzałam była godzina 5 nad ranem. Przebrałam się w piżamę i poszłam spać…

____________________________________________________________

Przepraszam, że krótki rozdział Dalsze rozdziały powinny być dłuższe J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy